Na pierwszy rzut oka wydawało mi się, że gra Starborn Wanderers ma wiele do zaoferowania, ogromna galaktyka do zwiedzania, możliwości handlu zebranymi towarami i te walki z piratami. Ciekawa symulacja w połączeniu z przygodą, byłaby taką grą gdyby miała w sobie coś unikalnego, bo póki co wygląda jak uboga kopia Dark Orbit. Pierwsze kilka minut w grze wydawało mi się, że coś jest więcej tutaj, coś czego jeszcze nie odkryłem, ale po godzinie zdałem sobie sprawę, że wszystko tutaj jest banalne aż do znudzenia.
Idziemy kilka stuleci w przyszłość, w czasy gdy ludzkość porzuciła Ziemię (z niewyjaśnionych powodów) i osiedliła się na planecie zwanej Terra Nova (Nowa Ziemia). Niedługo po przybyciu na nową planetę, olbrzymi statek obcych zwany Ravager zniszczył ludzkie osady, a niedobitki rasy ludzkiej rozpoczęły walkę z nieznanym wrogiem używając do tego antycznych artefaktów. My na szczęście przenosimy się do świata już 200 lat po wyżej wymienionych wydarzeniach, ale wojna nigdy się nie skończyła i czas abyśmy to my ukończyli ów konflikt i zapewnili bezpieczeństwo swojej rasie.
Okazuje się jednak, że w Starborn Wanderers prócz ludzi mamy wiele innych ras, które osiedliły się na Stacji Phoenix, stworzonej z nieznanej nam bliżej, antycznej technologii napędzanej mistyczną siła zwaną energią Alpha. My wcielamy się w rolę nowicjusza, który nie jest na początku zbyt bystry, ale jak się okazuje – możemy być zbawcą całego wszechświata. Możemy wykorzystać tajemniczą energię Alpha jako broni, broni która raz na zawsze powstrzyma agresorów.
Bądźmy szczerzy, historia prezentowana w tle nie jest mocną stroną całej gry, ale zawsze tworzy jakąś podstawę, pozwala nam bliżej poznać otaczający nas, wirtualny świat, w którym czeka nas wiele prac górniczych, handlu i co najważniejsze, mnóstwo dynamicznej walki, a wszystko tak naprawdę zaczyna się po zakończeniu samouczka.
Sama eksploracja kosmosu wydaje się być nudna, lecę przed siebie po kolejnym sektorze i nie widzę praktycznie nikogo prócz masy różnych postaci NPC, a jeśli chodzi o żywych graczy to strasznie jest tutaj ubogo, chyba twórcy gry mają problem ze zebraniem odpowiedniej bazy graczy, a sam myślałem, że jest to spowodowane późną porą, gdyż grałem około 4 rano. Jednak po czterech kolejnych próbach o 8, 12, 16 czy 20 wieczorem graczy było równie mało, albo ich nie było wcale. Może jeśli deweloper zadbałby o lekką reklamę swojej gry to byłoby inaczej, ale póki co nie widzę nadziei na większe zmiany. Myślę, że większość graczy dalej wybierze Dark Orbit albo inne gry kosmiczne, gdzie świat „żyje”, a nie dogorywa przez brak zaradności wydawcy.
Jako fan gier sci-fi, który rozpoczynał swoją przygodę z Ogame, chciałem dać szansę Starborn Wanderers i liczyłem na to, że chociaż walki dadzą mi choć po części to czego oczekuje od tego typu gier. Ale nie, walki okazały się nie dość, że powolne to i nudne, a sama prezentacja modeli statków w 3D nie ratuje tutaj sytuacji, choć to jedyna rzecz, za którą mogę z czystym sumieniem pogratulować twórcom. Pamiętajmy jednak, że nawet ładnie umalowane WC nie stanie się nigdy salonem, więc aspekty graficzne, choć dość dobrze wykonane, mogą być jedynie dodatkiem, a nie tworzyć systemu, który zatrzyma graczy przy rozgrywce.
Tym samym, jeśli gracie w inne, kosmiczne gry przygodowe to zostańcie przy nich, choćby do czasu, w którym Game Insight nie poprawi tego co spartoliło w Starborn Wanderers. Choć na poprawę się nie zanosi to zamierzam za kilka miesięcy powrócić do gry i sprawdzić jak się sprawy mają.