Wyobraź sobie świat, w którym ludzkość przestała istnieć, a jedynymi mieszkańcami Ziemi są… inteligentne króliki. Brzmi absurdalnie? Witaj w świecie Rusty Rabbit, jednej z najbardziej nietuzinkowych gier ostatnich lat. To produkcja od renomowanego twórcy Gen Urobuchiego – znanego m.in. z takich tytułów jak Psycho-Pass czy Puella Magi Madoka Magica. Tym razem autor postanowił wkroczyć do świata gier z własnym, unikalnym pomysłem na metroidvanię, gdzie główną rolę gra zrzędliwy królik imieniem Rusty Stamp, poruszający się po ruinach świata w mechopodobnym pojeździe zwanym „Junkster”.

Z jednej strony mamy tu klasyczną formułę metroidvanii – eksplorację, odblokowywanie nowych przejść, ulepszanie bohatera i starcia z wymagającymi bossami. Z drugiej strony, Rusty Rabbit serwuje nam coś zupełnie innego – nietypową narrację, ogrom dialogów, społeczność królików wierzącą w książki o Piotrusiu Króliku jako święte pisma oraz szczyptę symulacji społecznej.

Ale czy ten eksperyment się udał?

Fabuła – za dużo królików, za mało akcji

Pomysł na fabułę jest bez dwóch zdań genialny w swojej absurdalności. Po upadku cywilizacji ludzkiej, króliki przejmują kontrolę nad światem i próbują zrozumieć ludzką kulturę, opierając swoją filozofię na książkach dla dzieci. Rusty Stamp, nasz protagonista, to samotnik i złomiarz, który najwyraźniej poróżnił się ze swoją rodziną i teraz przemierza podziemia w poszukiwaniu odpowiedzi – także na temat swojej zaginionej córki.

I wszystko byłoby świetnie, gdyby nie sposób, w jaki ta historia została podana. Zamiast subtelnego budowania świata poprzez eksplorację i kontekst środowiskowy, gra zasypuje nas tonami dialogów i przerywników filmowych. Co gorsza, większość z nich skupia się na rozmowach z innymi królikami, które często nie wnoszą wiele do rozgrywki, a jedynie przedłużają czas spędzony z padem bez realnego działania.

Choć fani twórczości Urobuchiego mogą odnaleźć tu pewne smaczki, to przeciętny gracz szukający dynamicznej metroidvanii może poczuć się przytłoczony. To nie jest Hollow Knight, gdzie historia odkrywa się organicznie – tu wszystko jest nam podane jak na tacy… z uszami i marchewką.

Mechanika – mech do poprawki

Sercem każdej metroidvanii powinna być mechanika. Niestety, Rusty Rabbit tutaj nie do końca dowozi. Kontrola nad „Junksterem” jest ociężała, wręcz toporna. W grze, w której wymagane są precyzyjne ruchy, uniki i reakcje, taki styl sterowania może irytować. Sama walka również nie należy do najbardziej satysfakcjonujących – celowanie bronią bywa kłopotliwe, a walki z bossami są źle zbalansowane i słabo zasygnalizowane.

Już pierwszy boss potrafi zaskoczyć negatywnie – nagle pojawia się spoza ekranu, co sprawia, że trudno uniknąć obrażeń. Późniejsze starcia są bardziej widowiskowe, ale nadal cierpią na te same bolączki: nieintuicyjne wzorce ataków, brak precyzji, frustrujące animacje.

Z drugiej strony, Rusty Rabbit oferuje system ulepszeń, który pozwala rozbudowywać naszego mecha, jednak skupia się on głównie na uzbrojeniu – mobilność pozostaje praktycznie niezmieniona przez całą grę. Dodanie haka wspinaczkowego to miły akcent, ale nie niweluje głównych problemów sterowania.

Estetyka i audio – tu królik bryluje

Jedną z mocniejszych stron gry jest oprawa audiowizualna. Rusty Rabbit prezentuje się dobrze dzięki 2.5D stylistyce – tła są szczegółowe, a projekty postaci unikalne i zapadające w pamięć. Króliki – choć denerwujące w dialogach – mają swój urok wizualny.

Szczególne uznanie należy się też aktorowi głosowemu Rusty’ego – Takaya Kuroda (znany m.in. z roli Kazumy Kiryu w serii Yakuza). Jego chropowaty, nieco melancholijny głos dodaje postaci głębi i sprawia, że chociaż Rusty może irytować swoim zachowaniem, to jednocześnie trudno go nie polubić.

Muzyka w tle jest dobrze dopasowana do atmosfery ruin i mechanicznych głębin, ale nie wyróżnia się niczym szczególnym. To raczej neutralny element, który nie przeszkadza, ale też nie zapada w pamięć.

Ciekawostki i dodatkowe informacje

  • Za scenariusz gry odpowiada Gen Urobuchi – jeden z najbardziej cenionych twórców w świecie japońskiej animacji i literatury wizualnej.
  • Rusty Rabbit był początkowo zapowiedziany jako eksperymentalna gra narracyjna, ale ostatecznie przekształcił się w pełnoprawną metroidvanię.
  • Fikcyjna religia królików oparta na Piotrusiu Króliku to jedno z najbardziej nietuzinkowych założeń fabularnych ostatnich lat.
  • W grze znajdują się elementy społecznego symulatora – można rozmawiać z mieszkańcami wioski, rozwijać relacje i poznawać ich historie, choć wiele z tych interakcji nie ma większego wpływu na rozgrywkę.

Podsumowanie – królik, który nie doskoczył

Rusty Rabbit to gra z ogromnym potencjałem, który niestety nie został w pełni wykorzystany. Fascynujący świat, ciekawa koncepcja i świetny voice acting nie są w stanie zrekompensować ociężałych mechanik, nadmiaru ekspozycji i frustrujących elementów walki. To tytuł, który można by pokochać – gdyby pozwolono graczowi grać, a nie tylko słuchać królików.

Jeśli jesteś fanem nietypowych historii, nie boisz się dużej dawki dialogów i potrafisz przymknąć oko na niedoskonałości sterowania, możesz spróbować dać tej grze szansę. Ale jeśli szukasz dynamicznej, satysfakcjonującej metroidvanii… być może lepiej sięgnąć po coś innego.

Spis treści